eljotpi Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> Zamieściłem to jeszcze wyżej w moim pierwszym
> post-cie. "Kasownik" jest w tym, że podłączenia
> realizowane w trybie art. 29a nie podlegają Prawu
> budowlanemu, czyli nie podlegają również artykułom
> tego prawa jak chociażby art. 43 ustanawiającemu
> obowiązek inwentaryzacji.

Całe szczęście, że podlegają chociaż pod ten art. 29a, który nie jest wszak w konstytucji, tylko w tym nie mającym zastosowania Prawie Budowlanym. Nie podlegają, tak samo, jak podziały rolne nie podlegają pod UGN, w której zawarto jednak zapisy, że w pewnych sytuacjach podziały gruntów rolnych wykonuje się wg ustawy.
Ten art. 29a:

"Art. 29a. 1. Budowa przyłączy, o których mowa w art. 29 ust. 1 pkt 20, wymaga sporządzenia planu sytuacyjnego na kopii aktualnej mapy zasadniczej lub mapy jednostkowej przyjętej do państwowego zasobu geodezyjnego i kartograficznego.
2. Do budowy, o której mowa w ust. 1, stosuje się przepisy prawa energetycznego albo o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków."

odnosi się do rozpoczęcia budowy. O dziwo, potrzebna jest mapa Fakt, że później mamy przepisy o zakończeniu budowy i rozpoczęciu użytkowania, niekonieczne chyba zwalnia inwestora z wszelkich przepisów, dotyczących czynności po zakończeniu budowy. Już zresztą słyszę od architektów, że wolą występować o decyzję np. na budowę domu, bo mają później większe możliwości we wprowadzaniu zmian do projektu, nie muszą też sami decydować na swoją odpowiedzialność, czy obiekt oddziałuje na nieruchomości sąsiednie.
Natomiast wymagania i opłaty zarządców sieci, zwłaszcza PKP, też bywają kosmiczne. Odwołanie się do przepisów o zbiorowym zaopatrzeniu w media skazuje inwestora na ich łase i niełaskę, w tym na zapłacenie jedynie słusznemu geodecie i projektantowi, którzy jako jedyni umieją zrobić projekt przyłącza zgodnie z przepisami. A później jedynie słusznemu wykonawcy.
Zakładam, że na zakończenie tej budowy nie obowiązuje oczywiście cały art. 57. W związku z tym inwestor nie musi po sobie sprzątać, nawet, gdy poprowadził przyłącze przewiertem lub przekopem z działki sąsiedniej, którą akurat była np. droga ekspresowa albo działka PKP, a wodociąg był po drugiej stronie torów lub jezdni. Może się nie zorientują od razu i sprawa się przedawni?
Gwarantuję, że nawet najlepszy wyrywacz nie pomoże, jeśli nawet nie spodziewamy się, że w danej okolicy jest jakiś przewód. Mam znajomego na koparce, któy sam sobie podobny wykrywacz wozi i przy liniówkach sprawdza sobie teren, zanim zaczenie kopać. A mimo to trafia na różne rzeczy, których nie udało mu się wykryć. I dopóki nie zmieni się cała otoczka w geodezji, to niestety, nasi biegli koledzy po fachu w razie wpadki w sądzie nam nie pomogą, to my będziemy winni, że czegoś nie ma na mapie.
Nie wmówisz mi, że taki system jest lepszy od obowiązku inwentaryzacji, i że dzięki temu firmy, których "nie stać na wykrywacz" na chwałę i korzyść firmy choćby twej upadną. Ok, ale pod warunkiem, że gestorzy sieci przejmą odpowiedzialność za swoje sieci i sami najpierw wdrożą sobie sytemy zarządzania i pozyskiwania tych informacji albo przynajmniej wezmą na siebie odpowiedzialność.
Tak samo, jak nie wmówisz mi, że to logiczne, że w mieście powiatowym czy nawet wojewódzkim dworce PKS bankrutują a pasażerowie stoją w kałuży na poboczu szosy albo na błotnistym placu przy budzie z kebabem, żeby wsiąść do prywatnego busa, co jeszcze wczoraj woził kartofle na giełdę rolną - bo to taki wolny rynek i swoboda, cud techniki. Albo, że dobre są nowe osiedla, gdzie nie ma miejsca na park, boisko, fontannę, bo deweloper chce wycisnąć jak najwięcej z nieproporcjonalnej działki, jaką udało mu się kupić.
Coś czuję, że jak tylko stracimy panowanie jako branża nad tymi danymi, to w UE staną się jednak obowiązkowe - ale już nie my tym będziemy zarządzać.