No tak, musiałbym chyba z 3/4 klientów odesłać z kwitkiem.
Kto sam nie budował domu, chyba nie jest w stanie zrozumieć inwestora.
Ech, po tych dwóch-trzech latach od pierwszego kontaktu to są już inni ludzie.
Zawsze z pewną fascynacją obserwuję tą przemianę, która postępuje wraz ze wzrostem dokumentacji budowy. Od zwykłej koszulki na początku, w której jest akt notarialny i ksero jakiejś mapki, po karton z segregatorami. A nie widzę masy umów na gębę z różnymi fachmanami.
Tak, dla jednego nie jest potrzeby geodeta, dla drugiego projektant, dla trzeciego kierownik budowy czy instalatorzy z uprawnieniami, projektant wnętrz czy ogrodu. Niektórzy nikogo nie potrzebują.
Trzeba umieć sprzedać swoją usługę, żeby zarobić na własny dom, albo można narzekać.
Np. Steve Jobs uważał, że badania rynku są głupie, bo klienci jeszcze nie wiedzą, jak bardzo będą chcieli mieć gadget, który jego firma dopiero wymyśliła i zaczęła produkować, stąd nie ma sensu pytać ich o zdanie, tylko trzeba zacząć sprzedawać od razu dobry i skończony produkt. A dziś nie umiemy żyć bez komórek i komputerów dzięki tej filozofii.