W sumie u nas jest podobnie na wsiach.
Ludzi nie stać na geodetów, orzą po starych miedzach, ale nie mają żadnych mapek.
Jak jest problem, to idą do urzędu i tam dowiadują się, ze trzeba zapłacić, ale jak problem jest mały i nie ma sporu, to szybciutko zrobi to pan Zenek z panią Zosia, etatowi pracownicy gminy i podgiku, za niewielką "opłatą skarbową" bez faktury, bo to i tak vat-zwolnione, jak i inne opłaty w urzędzie.
Jak będzie duży problem i ryzyko awantury, to urząd-nicy nie będą tego robić, pozwolą na zlecenie roboty na wolnym rynku a sprawą zajmie się tym razem Pan Waldek, z referatu ewidencji, który jest biegłym sądowym.
Bo chyba dążymy także i do tego, aby geodezją "prawną" zajmowali się prawnicy i urzędnicy urzędów katastralnych, a nie wykonawcy.
Obawiam się, z nasza wymarzona funkcja mierniczego przysięgłego powróci, ale nie tak, jakby się na wydawało: nie na wolny rynek.
A mapy zasadnicze wreszcie będą znów aktualizowane dla całego kraju, na zlecenia z powiatów do OPGK-ow.
Do małych robótek da radę zrobić wydruki samofinansujący się team pani Zosi i pana Zenka, szczególnie, odkąd mapy są numeryczne.