nil20 Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> dr_Lecter Napisał(a):
> --------------------------------------------------
> -----
>
> > A kto mówi o pomiarze bezlustrowym ? Są jeszcze
> > folie dalmiercze.
>
>
> To akurat niczym się raczej nie różni, tylko
> łatwiej się celuje (lae równie dobrze można na
> znaczek narysowany ołówkiem) i jest mocniejszy
> sygnał.
Właśnie o tą różnicę chodzi - aby jeśli się da nie używać lasera.
> > Kilka lat temu pionowałem tak
> > słupy żelbetowe prefabrykowane 55x55x1200cm.
> Folie
> > naklejone na górze po obu stronach słupa w jego
> > osi wzdłuż dłuższej osi hali. Pionowanie z tej
> > samej osnowy (na foliach) co realizacja,
> > oczywiście przy pomocy programu tyczenie osi.
>
> Taki, system, choć bez folii, to stosowałem do
> kontroli słupów po montażu i rozszalowaniu, klnąc,
> że nie stać mnie na skaner... tzn mam skaner, ale
> taki jednopunktowy...
> Jeśli słup jest prostopadłościenny i mamy to
> sprawdzone, toż do tego żadnej osnowy się nie
> stosuje, wystarczy pomiar odległości do lica w osi
> na dole i do lica w osi na górze. To nie jest
> jakiś szczególnie ostry kąt, jak słup ma np. 12m,
> to wystarczy się ustawić ok. 12-15m od słupa i
> mamy 45 stopni. W dodatku można sobie sprawdzić na
> kilku wysokościach, np. w połowie słupa.
> Oczywoście można się bawić, np. mierząc punkt na
> dole z zapisem a potem tycząc punkt na górze.
Taki system, który opisałem jest najszybszy i najpewniejszy : zarówno do pionowania jak i do kontroli pionowości słupów - jeśli oczywiście mieliśmy obsługę od początku lub mamy dane i zaufanie do czyjejś osnowy (po sprawdzeniu) i oczywiście nie mamy do czynienia ze słupami wylewanymi w szalunkach.
> > Skoro dół słupa jest w osiach to i góra musi być
> w
> > osi, nieprawdaż? Budowlańcy łącznie z kierem i
> > inżynierem budowy tylko cmokali z zachwytu..
>
> I jest jeszcze kilka prostych patentów, jak np.
> darować sobie program tyczenie osi, gdy mamy
> osnowę lokalną w układzie osi
Oczywiście, gdy nie mamy programu w instrumencie do tyczenia osi lub skąpimy na zakupie odpowiedniego modułu to pozostaje tylko osnowa realizacyjna w układzie osi. I to się sprawdza przy konstrukcjach o prostopadłym układzie osi - a co w przypadku bardziej skomplikowanych budynków, np aquaparki, multikina czy baseny ?
> W każdym razie dziś, na zwykłych budowach
> galeryjek handlowych czy hal produkcyjnych przy
> takim sprzęcie, jaki można kupić za równowartość
> przeciętnego auta, nie liczą się już uprawnienia
> 4, tylko raczej znajomość instrukcji obsługi.
No i tu się niestety nie zgodzę. Parę lat temu znajomy majster/właściciel firmy budowlanej opowiadał mi jak to do obsługi budowy dwukondygnacyjnego budynku ( słupy żelbetowe wylewane ) musiał wziąć narzuconego mu przez inwestora młodego geodetę ( notabene mojego znajomego - prywatnie sympatyczny gość z poczuciem humoru ). Mówi "Panie, co myśmy się przez niego stresu najedli - co przyjazd to mu inaczej osie wychodziły, całe szczęście, że budynek miał tylko dwie kondygnacje..." Nie wnikając w szczegóły i jednocześnie zakładając, że ten majster trochę podkoloryzował to nie można pozwolić sobie na takie wykonawstwo - bo to psuje wizerunek całej naszej grupie zawodowej. Taka sama sytuacja, choć o wiele częstsza przedstawia się w opracowaniach tzw "prawnych". W moim powiecie większość obrębów ma tzw operaty I fazy - czyli założenie ewidencji w latach: 1962 - 1973 w oparciu o pomiary stanu władania na gruncie poprzez pomiar liniowy w nawiązaniu do osnowy IV klasy lub ciągów sytuacyjnych dowiązanych do tejże osnowy. Na podstawie tychże pomiarów następowało uwłaszczenie, czyli obliczone z nich granice odzwierciedlają pierwotny stan prawny. No tu to jest zupełna wolna amerykanka, szczególnie w operatach z epoki przedgiepeesowej: jeden odnalazł znaki naziemne lub podziemne "czwórki", inny nie zadał sobie trudu i przyjął współrzędne katalogowe. A potem wszystko się rozłazi od 0,5m do 1m, a czasem nawet i 2m - szczególnie na trudniejszych obrębach, gdzie trzeba poświęcić trochę czasu aby znaleźć błędy miar w dziennikach i na szkicach I fazy. Właśnie ostatnio wyznaczałem punkty graniczne drogi gminnej na długości ok. 1 km na takim obrębie. Po prostu ręce opadają - a ludzie mnie się pytają: "Panie, no jak to możliwe, że przyszedł jeden geodeta 10 lat temu i wyznaczył granice, potem po 5 latach następny i wyznaczył inaczej i Pan wyznaczasz znowu inaczej - to jaka jest prawda ? " No to ja im odpowiadam, starając się tłumaczyć moich poprzednich kolegów po fachu, że to jest wyjątkowo trudny obręb i że trzeba było poświęcić dużo czasu aby go "rozgryźć" i widocznie moi poprzednicy tego czasu nie mieli. Ale te tłumaczenia, jak to na wsi nie za bardzo do ludzi trafiają. No i pozostaje niesmak.. Szanujmy koledzy, koleżanki swoją profesję i przykładajmy się do niej, bo wieść o fuszerce szybko się rozchodzi i psuje wizerunek całej grupie zawodowej
.