> bez widoków na wspólne działania okopaliśmy się
> każdy w swoim okopie i nikt nie ma zamiaru
> wychodzić.
Jak - "okopaliśmy"?
Zainteresowałeś się tematem, doczytałeś, odnalazłeś kontekst, poszerzyłeś horyzonty - czyli właśnie wylazłeś z okopu!
A że nie było to komfortowe... Cóż, właśnie na tym polega rozwój, że trzeba porzucić strefę komfortu.
> Uprawnienia zawodowe i odpowiedzialność
> dyscyplinarna
No właśnie. Kwestię uprawnień zawodowych poruszyłeś w sposób jakże charakterystyczny dla kwiatu "naszej geodezji" - tj. nie poprzez zdefiniowania obszaru funkcjonowania branży (a zatem jej przedstawicieli), ale poprzez problematykę doboru odpowiedniego fasonu kagańców dla geodetów.
Tylko, że te kagańce nikogo nie obchodzą, bo tramwaj już dawno odjechał...
Właśnie dzięki takim postawom daliśmy się CAŁKOWICIE wycisnąć z procesu inwestycyjnego. Kiedy byliśmy całkowicie pochłonięci okładaniem się grabkami po głowach, w międzyczasie ktoś nasze pożółkłe "święte pisma" zwyczajnie wypieprzył na śmietnik!
Otóż - nie ma już żadnej "geodezji inżynieryjnej", nie ma "instrukcji technicznych", nie ma żadnych "szkiców dokumentacyjnych", nie istnieją "pomiary przemieszczeń", ani żadne "lokalizacyjne tyczenia pośrednie", czy tam bezpośrednie.
NIE MA! Jest trzecia dekada XXI wieku, tramwaj odjechał bez nas, WSZYSTKO podzielili między siebie inwestor, projektant i kierownik budowy.
Jeśli te pojęcia jeszcze egzystują, to jedynie jako sklerotyczne rojenia chwiejących się nad grobem, obłąkanych starców.
Pozostało tylko "namierzanie lepperów", które może wykonać ktokolwiek, komu kierownik budowy uzna za stosowne to polecić, nawet geodeta - o ile się tylko do tego nie przyzna, bo zaraz dostanie strzał w plecy, że tylko on nie ma "odpowiednich uprawnień"...
> Służba G. i K.
W swojej pisaninie dotknąłeś niezwykle ISTOTNEGO problemu, tj. - kto ma odpowiadać za PORZĄDEK w zakresie granic?
I - uwaga - nie komu przypisać winę za BAŁAGAN (bo tu akurat wiadomo, że to "wykonawcy" zasilają zasób generowanym przez siebie permanentnie chłamem, wyłącznie na złość weryfikatorom, bla, bla, bla...), tylko - kto ma zaprowadzić i utrzymać PORZĄDEK!
To jest kluczowa kwestia: Czy "ewidencją" ma się zajmować - tak jak w wielu cywilizowanych krajach - jakaś Pani klikająca sobie w swoim komputerku gdzieś w gminie, ale mogąca sobie na to pozwolić, bo jej w tym komputerku od co najmniej pięćdziesięciu lat WSZYSTKO pasuje, czy też ma za granice ma "odpowiadać" stado obłąkańców w gumofilcach, nieustannie odkopujących i zakopujących wszystkie kamienie w okolicy w celu niekończących się "wznowień" i "ustaleń", a im bardziej wszystko "powznawiają" i "poustalają", tym bardziej te "ustalenia" zaraz kwestionują i znowu odkopują wszystkie kamienie, nadając w dodatku tym bęcwalstwom niemal religijny charakter...
Otóż - nie.
Takie błazeństwa nie utrzymają się nawet w tak śmiesznym kraju, jak Polska.
Tego nie można nie dostrzegać - i tu akurat nie ma znaczenia, czy ktoś w końcu wymiecie ten cały bajzel razem z samorządem, czy bez niego.