appraiser Napisał(a):
-------------------------------------------------------

> TWOJE dane nilu:


No akurat nie moje, tylko jakiejś innej firmy, co to wzięła..
Nie moje są tez te poniższe wyliczenia, zakładając, że robię to na swojej działaności:

> 5 wyjazdów, 33 % czasu w miesiacu:
>
> ilość wyjazdów 5 * 300 km (w dwie strony) = 1500
> km * kilometrówka 0,8358 zł/km pow 900cm3) = 1254
> zł

No ja korzystam z usługi samochodowej, nie liczę kilometrówki.
Tzn, nie mam prywatnego samochodu, korzystam z tego co mi bank użyczył na 5 lat, kilometrówkę będę liczył dopiero, jak go wykupię za złotówkę na koniec.
Więc na razie wliczam w koszty 100% faktury leasingowej, 75% paliwa w PIT, połowę w VAT. Bo używam go też prywatnie.
Miesięcznie to koszt jakieś 1600zł - samochód (z uwzględnieniem opłaty wstępnej po rozbiciu na 5 lat), paliwo: 1500km to u mnie niecałe dwa tankowania, czyli ok. 450zł razem z kawą.
Proporcjonalnie mam ze dwa przeglądy w roku (co 20 000) z wymianami płynów, to ok. 2x 1250zł...
Już nie chce mi się nie chce liczyć ile to wyjdzie na 33% jednego miesiąca.

> czas jazdy 5 * 4 godziny = 20 godzin * 18 zł/h
> netto (STAWKA LIDL) = 360 zł
> czas pomiarów 5 * 4 godziny = 20 godzin *18 zł/h
> netto (STAWKA LIDL) = 360 zł

Ale samozatrudniony sam sobie to "wypłaca", nie jest to jego kosztem.


> ZUS (bez skaldki) + wrzut w koszty: 1000 * 0,33 *
> 0,81 = 250 zł (zaokraglajac)

Młode firmy sa na małym ZUS.
Ale problem w tym, że jak nie mają roboty, to i tak ZUS zapłacą.
Podobnie duże firmy nieraz szukają byle jakich zleceń, bo jak się pracownicy nudzą, to o strajkach myślą.


>
> Tachimetr robotyczny: 70 000 zł netto ,
> amortyzacja 10 lat : 5000/rok -> 583 zł/ msc dla
> nas 155 zł( po odliczeniu podatku)

Zapominasz o GPS, razem z tachimetrrem to jakieś 120000, amortyzowane w moim przypadku po 5 lat.
Przy czym tachimetr mocno sfinansowałem sprzedażą starego manuala (dlatego warto kupować markowe instrumenty).
Wstyd się przyznać, ale mój GPS działa już prawie 12 lat od zakupu, tylko baterie kupiłem nowe jakiś czas temu.


> Koszt biura 1200 zł brutto -> netto z
> uwzglednieniem kosztu podatkowego dla 0.33 msca =
> 260

Wuwuwu praca w domu przy netfliksie, chyba że w aucie i w terenie!
W cowidzie często także na etacie i nikt za prąd pracownikom nie zwraca ekstra.


> inne koszty zwz z utrzyzmaniem firmy : 1000 brutto
> /msc z uwzgledniem odp podat 220 z ł

No niektórzy nie mają innych kosztów za wiele.

> Ponieważ liczyłem wszystko koszty netto, to teraz
> wezmy przychód 550 0 brutto: 5500 / 1,23 = 4471 *
> 0,81 = 3621 PRZYCHÓD PO OPODATKOWANIU

Ale małe firmy zwykle korzystają ze zwolnienia z VAT...


>
> a gdzie ubezpieczenie OC, inna odpowiedzialność,
> stres itp.
>
> także, no tego.

Ależ oczywiście, do tego jak coś może iść źle, to idzie, roboty zawsze zajmują więcej czasu, niż się wydaje.
Pamiętam, jak w dawnych czasach pojechaliśmy 70km w teren i okazało się, że ktoś inny poprzedniego dnia wyjął śrubę ze statywu i niestety zostawił w kieszeni swojej kurtki (były wtedy 2 rodzaje śrub, trzeba było zmieniać zależnie od instrumentów)
Wiadomo, że firma musi zarabiać, nie 100% idzie na pracowników.

Ale nie policzyłeś wszystkiego.
Ja, żeby zrobić taką robotę, musiałem zrobić uprawnienia, nie miałem też ojca/matki geodetów, wszystko musiałem kupić od zera.

Do zrobienia uprawnień to 8 lat podstawówki, 4 lata liceum, 5 lat studiów w obcym mieście (płatny akademik, obiady itd) 3 lata stażu na minimalnej pensji bez płatnych nadgodzin (standard w geodezji, gdy ja zaczynałem) i egzamin za 1000zł.
No kiedy mi się to zwróci, na emeryturze w wysokości coś koło 700zł, jak mi ZUS wyliczył? No nie lepiej było pójść w wieku 15 lat do Ochotniczego Hufca Pracy?

Oczywiście że dużo pracy za niskie stawki to nie jest metoda na sukces.
Nikt kto ma dużo roboty, nie bierze tanio zlecenia daleko od "biura".
Ale może wygrana tego akurat przetargu zapewni mu spokój na 2 miesiące.
O ile budowa ruszy z kopyta, nie będzie się wlokła pół roku, o ile kontrahent zapłaci w terminie, wypłaci zaliczkę po wytyczeniu itd.
Bo nie zawsze płacą a koszty są stałe.


Ale być może ktoś ma inny model biznesowy, który mu się sprawdza, a tylko my narzekamy, że to niemożliwe.
Jak w branży spożywczej: dyskonty rosną jak grzyby po deszczu w coraz mniejszych miasteczkach, a narzekają na nie zarówno ci maleńcy z upadających, wiejskich sklepików, jak i właściciele pustoszejących ostatnio gigamarketów i galerii.