Tabelka z odchyłkami to była dobra w czasach planimetrów. Nie radzę ulegać pazerności naszych zleceniodawców. Za jakiś czas ktoś kupi tę działkę i wykona pomiar kontrolny (przy okazji wznawiania granic do postawienia płotu), obliczając przy tym powierzchnię. I padnie pytanie gdzie się podziała powierzchnia z aktu. Zgadnijmy, do kogo odeśle go po wyjaśnienia pierwotny właściciel gruntu? A tego decydenta co zarządził dopisanie (bo coś trzeba wpisać w komputerze żeby była "dokładność" do metra), to bym zmusił do podskakiwania z granicznikiem przywiązanym do ... (o ile to facet). Ludziska dostają jawnie zafałszowane wypisy i dla mnie to jest przegięcie. Na wsi to jeszcze życie toczy się do ara, ale mieszczuch jak kupi kawał pola to wierzy tragicznie w te zera na końcu. Notariusze też sie nie silą na wyjaśnienia bo i po co. I za 5 lat przychodzi stawiać płot. Przyjeżdża geodeta, odszukuje, mierzy, liczy i brakuje kilkanaście metrów. "Sprytny" właściciel stwierzdza że jak brakuje 15 m kw. a granica (długość działki) ma 30 m to jak nic tylko przesunięto granicę o pół metra. Dym gotowy... Powiem na koniec że dla mnie "zaokrąglanie" analitycznych powierzchni podchodzi pod fałszowanie dokumentów (przestępstwo przeciw dokumentom, za to traci się uprawnienia). Może to odważna teza ale nawet średniobystry adwokat (niezadowolonego nabywcy działki) zetrze geodetę na proch. Radzę przemyśleć to.