Przyznam szczerze, że po przeczytaniu artykułu na pierwszej stronie "RZ" od razu pomyślałem, że znajdziemy się w gronie wybrańców, którym fiskus będzie zaglądał do kieszeni, garażu i w zęby (dobra proteza to chyba dosyć droga rzecz). Poza tym z artykułu wynika w dużym skrócie, że kontrolowani będą ci, którzy wydają więcej niż zarobili i być może to jest OK, nie wiem nie mam zdania ani takich doświadczeń. Niepokoi mnie co innego: w jaki sposób skarbówka będzie typować tych, których należy przetrzepać? Z artykułu wynika, że pod lupą znajdą się ci, którzy wydają pieniądze (których teoretycznie nie powinni mieć) na artykuły luksusowe (biżuteria, antyki, dzieła sztuki itp.). Może coś przeoczyłem ale sprzedawca w sklepie jubilerskim nie rejestruje kto kupił brylantową kolię za ciężką kasę. Jeżeli dołożyć do tego informacje, że trwają poszukiwania środków do załatania rozmaitych dziur budżetowych to zaczyna się jawić wizja powszechnych kontroli z opisanego w gazecie tutyłu na zasadzie "w końcu się kogoś trafi". Wszak nadgorliwość jest podobno gorsza od faszyzmu! A, że przy okazji "trafi się" całą masę ciułaczy, którzy pracują jedynie na własne utrzymanie ale na przykład gdzieś się pogubili w gąszczu przepisów podatkowych? Tym lepiej: skarbówka się wykaże, państwu przybędzie kasy z kar za różne wykroczenia skarbowe a na rynku powstanie sporo nowej przestrzeni dla nowych przedsiębiorców nie wspominając już o zasileniu szeregów bezrobotnych.

Pozdrowienia.