Czy faktycznie za granicami jest taki raj? Mam wielu znajomych, którzy opowiadają jak to jest pięknie, ile euro zarabiaja, jaka to jest zawrotna suma w przeliczniu na złotówki, itp. Ale wiekszość (choć nie wszyscy), mówią, że zarobki w Anglii czy Irlandii można porównać do polskich stosując prosty przelicznik. 2000 euro za granicą = 2000 zł w Polsce. Owszem, na pewno da się przeżyć miesiąc za 1000 euro, ale czy warto jest wegetować jedząc chińskie zupy i ziemniaki?
Wiem też niestety, że w Polsce najchętniej pracodawcy płacą jak najmniej, i że zarobki na poziomie 2000-2500 można uznać wręcz za nieosiągalne. Na szczęście są firmy, które prowadzą mądrą politykę kadrową i wiedzą, że warto inwestować i zatrzymywać dobrych pracowników u siebie. Ja mam takie szczęście i nigdzie za granice się nie wybieram. A już na pewno nie na Wyspy.
Ciekawym kierunkiem zarobkowej emigracji, o którym nikt nie wspomniał, są Czechy. Znam osobiście ludzi, pracujący tam jako geodeci, zarabiający ok. 3000 koron, co daje całkiem pokaźną sumkę, po przeliczeniu na złotówki. Jeśli dodamy, że jest tam rzut beretem, a do tego ceny są porównywalne, a niektóre podstawowe artykuły nawet dużo tańsze , od naszych, myślę, że to ciekawa propozycja, choć nie zamierzam jednak z niej korzystać. Po prostu dobrze mi tu!