nie zgodzę się z Tobą...
z urzędami współpracuję tak naprawdę od okolo 7 lat, najczesciej w sprawie wlasnie weryfikacji operatów, dodam ze głównie podzialowych. od niecalych 2 lat jestem pracownikiem na etacie.
pierwsze lata to były miasta na prawach powiatu i tam faktycznie czasem (a nawet częściej) zdarzały sie takie uwagi juz przy składaniu operatów, zrozumiałem w czym rzecz kiedy w zasadzie w tym samym wydziale jeden weryfikuje, a dwa pokoje dalej inny wydaje decyzje... i dobra, mimo braku pokrycia w przepisach - jestem w stanie to zrozumieć, bo czasem lepiej zweryfikować geodecie podział na tym wlasnie etapie, niż potem babrać się z decyzją, może nawet odmowną? wg mnie ma to jakieś uzasadnienie logiczne, po co ludziom komplikować życie? ...
natomiast kwestionowanie projektowanego podziału w starostwie, gdzie decyzję wydaje wójt w gminie (tak jak w tym wypadku) jest przerostem nie wiem czego nad czym i wlasnie takich cepów ja bym zwalniał z roboty w urzędzie, bo na kazdym szkoleniu tłuką że urzędnik ma przede wszystkim działać w granicach prawa, nawet jeśli prawo jest nielogiczne i durne - sorry, ale to ciągle jest prawo, mamy sejm, senat i prezydenta i tam zapadają decyzje odnośnie kształtu prawa w kraju.. natomiast urzędnik ma je po prostu wykonywać, i tylko tyle...
zawsze będę to powtarzał, że to jest mętna woda, bo na przyklad przepisów opisujących szkic graniczny mamy w PL 3 rozporządzenia (w standardach dwukrotnie) i nie znajdziecie dwóch identycznych definicji
, ta, haha a w szkole przestali tego uczyć bo mamy komputery- to pokazuje gdzie jesteśmy i skąd tak naprawde wzięło sie to "prawo powiatowe" : każdy geodeta powiatowy ma prawo na swoim terenie decydować jakiego przepisu się trzyma, bo w razie czego wybroni się przed każdą kontrolą i przed każdym sądem...
ale wracając do tematu : urząd to system, działa jak korporacja, zależność od szefa i najlepiej brak decyzyjności, bo tak wygodniej, stosunkowo niskie pensje - i juz macie obraz kto tam w wiekszości pracuje, do tego dokładają się sami geodeci, którzy przepisów nie znają prawie w ogóle, urzędnicy znają nieźle (ale bez szalenstw), a geodeci prawie w ogóle... i teraz przychodzi bardzo słaby geodeta do słabego urzędnika i chce przeforsować swoje, bo tak mu sie wydaje, ale z założenia w głowie czuje sie słabszy i juz sie kłania na wstępie. a urzędas czując przewagę zaczyna świrować ...
wierzcie mi, że obserwowałem taki schemat wielokrotnie, sam go doświadczałem z obu stron, kiedyś jako geodeta, dziś jako urzędnik- to czysta psychologia, i dopóki geodeci się nie zmienią to będzie jak jest, to nie jest wina geodetów że są niedouczeni i niedowartościowani, a urzędnicy też są często nielepsi. każdy ma swoje problemy.
gdyby geodeci bardziej się cenili, nie gonili jak z piórem w dupie za robotami po 300 zł to mieliby czas, żeby powalczyć z urzędasami o swoje prawa, dużo spraw jest do wygrania, bo jak pisałem przepisy są mętne, ale trzeba wiedzieć kiedy urzędas przekracza swoje kompetencje, bo on wam tego nie powie, niestety sami musicie na to wpaść..
co najwyżej ja tutaj moge nasrać we własne obecne gniazdo