Życzę ci aby twój potencjalny szef okazał się równym gościem. Wtedy najlepiej bądź sobą. Nie udawaj że zjadłeś wszystkie rozumy. Lepiej zacząć od prostowania szpilek niż wyjść na durnia i kłamcę. Od początku pracuj nad budową zufania do ciebie. To bardzo ważna sprawa w geodezji. Nie daj też plamy nieznajomością podstaw. Rozumy bedziesz połykał latami praktykując. Niewiedzą na poziomie elementarnym wystraszysz szefa (w końcu masz być jego inwestycją, człowiekiem, któremu ma się powierzyć dogą aparaturę, auto itp., z czasem coraz bardziej skomplikowane zadania do realizacji). Może uznać cię za niepoważnego i nieodpowiedzialnego, który go ignoruje, jeśli przyjdziesz na spotkanie nadmiernie wyluzowany, nonszalancki i z sieczką w głowie. Odebrany zostaniesz jak ktoś, kto sie nie stara bo mu nie zależy. Im bardziej mu udowodnisz że ci zależy tym bardziej jemu zacznie zależeć na tobie. Nastaw się pozytywnie i nie daj sie też poznać jako mazgaj-maruda. Ludzie wolą pracować z pogodnymi współpracownikami. Bo w geodezji bywa ciężko. Szczególnie w terenie (nieraz gorzej jest w urzędzie niż w trenie). A jak się dodatkowo słucha że deszcz jest zamokry, woda w gumofilcu, błoto na szkicowniku, to robi się jeszcze ciężej w tym terenie. Nos do góry (ale nie za wysoko) i życzę powodzenia.