Wydawanie licencji na informację którą sam stworzyłem w przeszłości, kosztem mojej pracy, pieniędzy które wydałem na sprzęt i materiały, którą ktoś mi kazał pod rygorem kar przynieść w zębach do ośrodka i zapłacić za to opłaty to taka informacja kim jestem dla państwa. Niewolnikiem, parobkiem? Czy po prostu geodetą?
Tłumaczono mi się że to co przekazuję do ośrodka nie ma żadnej wartości, nie podlega żadnym prawom własności, autorskim czy innym. Teraz ten sam produkt już ma te prawa i muszę za nie płacić, mogę je wykorzystywać jedynie w zakresie w jakim pozwoli mi na to jego Wielki Właściciel, czyli zasób.
To czym jest licencja dla człowieka któremu wmawia się że w 1989 roku odzyskał wolność i ma prawa obywatelskie? Kpiną z niego, policzkiem? Pokazaniem że jest dzieckiem gorszego Boga, żeby wyrazić to emocjonalnie? Staram się wyłączać emocje analizując te sprawy. Ale gdy ktoś zadaje takie pytanie jak singiel to odpowiadam - Te nasze geodezyjne licencje to świadectwo upadku geodetów, dowód na arogancję administracji geodezyjnej i jej ignorancję co do charakteru państwa którego częścią jest.