Wybaczcie, że nie "zagłosowałem" za czym jestem. Po prostu uważam, że to jest kwestia moralna każdej osoby, która została przez los postawiona w takiej sytuacji. Przecież należy mieć i to na względzie, co się kryje za wykazaniem bardzo poważnych błędów w sztuce, popełnionych przez geodetę uprawnionego.
Z podobnymi sytuacjami miałem do czynienia i lojalność zawodową wypełniałem informując przede wszystkim delikwenta. Jeśli błędy były do naprawienia dawałem szanse poprzednikowi aby je naprawił. Natomiast z reguły było tak, że zainteresowany nie chciał w ogóle słyszeć o tym, że popełnił błędy itd... Wtedy czułem się jakby rozgrzeszony z dalszych decyzji, tzn z oficjalnego ujawnienia błędów.

Ale po jednym z takich incydentów, gdzie byłem włóczony bardzo długo, i to przed różne instancje i organy (sąd, policja, prokurator i znowu sądy), w tej chwili wole zrezygnować ze zlecenia... Już nie chcę odgrywać roli "jedynego sprawiedliwego" który nie wiadomo czy nie jest tym co źle pomiary wykonał, i udowadniać kto jest winny i dlaczego. W efekcie sprawa się jeszcze długo toczyła po tym jak obiekt został oddany do użytku.
Dlatego twierdzę, że to indywidualna spraw, również moralna...

pzdr