Ogrodzenia stawiamy w środku granicy. Zwyczajowa podmurówka po połowie po obu stronach działek, o ile ta połówka podmurówki nie ma np dwóch metrów... Strona stawiająca ogrodzenie, które zakładając, że nie jest z brylantu, może wystąpić do sąsiada o spółę w kosztach. Oczywiście ten może się zlisić. Czytałem o tym w Kodeksie Cywilnym. Dokładnie jaki to paragraf to teraz nie pamiętam.
Błędem jest kiedy miastowy kupi działkę na "świeżym powietrzu" i gdy przychodzi mu stawiać ogrodzenie , to jest nagabywany i zmuszany przez miejscowego sąsiada o cofnięcie się o ileś tam, czasmi nawet o metr jak wiem z doświadczenia. Bo zazwyczaj takie ogrodzenie zostaje na wieki wieków. Głupie są argumenty takich sąsiadów-rolników jakoby on ma trudności z zawracaniem ciągnika i jest mu potrzebna przestrzeń nad działką stawiającego płot. Twój problem chłopie jak będziesz zawracał. Jak mawiał Pawlak - "Czego ten samolot tak lata nad moim polem???!!!" . To nie śmichy, proszę Państwa, bo to co nad moją działką też należy do mnie i wara innym od niej!
Często wytyczam działki gminne do sprzedaży więc "cóś" tam wiem. Pani Arletta nie kupiła kota w worku, bo przed kupnem gminna MUSI okazać granicę działki wytyczoną przez geodetę, który zastabilizuje ją tak, jak umawiał się z zleceniodawcą - a więc z gminą. Inaczej kosztuje wytyczenie zwykłymi kołkami drewnianymi, inaczej rurkami, a najdrożej betonowymi granicznikami, za które zwykle biorę 40 zł/szt, ale nie mniej jak 150 zł. To tak jak w taksówce. 2 zł/km, ale za złamanie chorągiewki to ileś tam.
Może błędem pani Arletty jest to, że po pierwszym okazaniu granicy przez geodetę nie poprosiła kogoś (mężczyzny z rodziny), aby wbił porządnie kawał rury w grunt w narożnikach działki. Tak zawsze radzę klientom. Za drugi przyjazd geodety to obciązyłbym panią Arlettę, bo gmina wywiązała się. Nie ma ona przymusu wkopania betonowych słupków, które i tak mogą ulec zniszczeniu, zasypaniu itd, i co wtedy?
Pozdrawiam