Wiesz co Kuba...

Ta - jak ją nazwałeś - nonszalancja może się też skończyć jeszcze z innego powodu: z realnego roszczenia wykonawcy, w stosunku do starosty, z powodu poniesienia strat spowodowanych nierzetelną kontrolą...

Należy zauważyć bowiem przede wszystkim, że wykonawcą pracy jest podmiot prowadzący działalność gospodarczą (firma). Geodeta uprawniony kieruje pracami geozezyjnymi, to fakt. W szczególnym przypadku oba te podmioty to jedna osoba. Ale tu ewidentnym jest, że jednak są to dwa odrębne podmioty prawne. W szczególności zgłoszenie pracy jest obowiązkiem właśnie firmy geodezyjnej, a nie osoby kierującej pracami. Za "usługę" geodezyjną też odpowiada przecież - z formalnego punktu widzenia - firma, a nie pracujący w niej geodeta który pracami kierował. Firma oczywiście może zatrudnić tylu geodetów, ilu ma życzenie.

Jednakże, skoro prawodawca nie ma zaufania do tego konkretnego geodety kierującego pracami, a nie ma, bo przecież w tym celu ustanowił obligatoryjną kontrolę dokumentacji realizowaną przez starostę, to ta kontrola jest swoistym "poświadczeniem" poprawności wykonania pracy geodezyjnej. Jeżeli następnie okazuje się, że wszystko jest źle, to czy przedsiębiorca nie ma takiego samego prawa, aby mieć pretensję do uprawnionego geodety, ale także i do starosty? A może przede wszystkim do starosty? Jestem ciekawy, czy sąd cywilny nie uwzględniłby takiego argumentu, gdyby starosta wezwany do naprawienia szkody się przed tym uchylał? W końcu kontrola ta jest dokonywana tak naprawdę za pieniądze przedsiębiorcy, czego dowodem jest faktura wystawiona przez starostę.

Ja bym ujął ten aspekt nawet w ten sposób, że te opłaty (niektórzy nazywają je haraczem) to właściwie są czymś bardzo podobnym do autocasco... Swoistą polisą ubezpieczeniową przedsiębiorcy, albo że prowadzony przez niego biznes jest "certyfikowany' przez uprawniony organ... Mam wrażenie, że ten aspekt sprawy gdzieś nam umyka... Powiem więcej: ten geodeta uprawniony, który kierował pracami w danej firmie, albo nawet taką jednoosobową firmę tworzy, też moim zdaniem mógłby mieć uzasadnione roszczenie wobec nierzetelności starosty, który przepuścił - a miał obowiązek nie przepuścić - wadliwą pracę i przyjął ją do zasobu.

Moim zdaniem pierwszy krok został zrobiony: wadliwość pracy ma być udowodniona w stosowneej procedurze i udokumentowana, a nie że jedynie w czyjejś ocenie jakoby jest wadliwa. A taki dokument będzie miał przecież taki walor, że będzie mógł być wykorzystany nie tylko dla celów wyciągania konsekwencji z zakresu odpowiedzialności zawodowej geosety, ale także do innych celów: np. śmiało będzie podstawą do formułowania roszczenia w stosunku do starosty. Moim zdaniem bomba...

Pozdrawiam, Adam Wójcik.

Strona domowa PTG : Forum PTG :