Re: Kłopoty z art. 39 ust. 1 i ust. 5 uPgik
Autor:
nil20 (---.centertel.pl)
Data: 04 wrz 2017 - 13:25:41
Kunzite Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> Niestety "szkoła AGHowska" (Maślanka, Hanus) od
> jakiegoś czasu właśnie prezentuje takie stanowisko
> o wątpliwościach stosowania art 39 odnośnie
> podziałów.
No tak, wszak wyraźnie i jasno napisano w UGN, że przyjęcie granic do opracowania MAPY Z PROJEKTEM następuje w wyniku wznowienia znaków granicznych lub wyznaczenia punktów ujawnionych w EGB, po uprzednim doprowadzaniu danych tych punktów oraz innych danych ewidencyjnych działki dzielonej do zgodności z wymogami jakiegoś technicznego rozporządzenia o bazach EGB.
> . A najważniejsze zagadnienia to:
> - wyłączyć wznowienie / wyznaczenie z rozdziału o
> rozgraniczeniach
> - określić jasno co warunkuje stosowanie wzn. -
> czy to że taki znak istniał czy to w jakim trybie
> został osadzony. Trzeba jasnych przepisów w tym
> zakresie kiedy można a kiedy nie
> - kwestia stabilizacji punktów wyznaczanych i czy
> możliwa stabilizacja ustalonych w rozgraniczeniach
> bez stabilizacji (wg dawnych przepisów niektóre
> granice nie musiało się stabilizować przy
> rozgraniczneniu)
> - rozdzielić wznowienie i wyznaczanie z jednego
> artykułu dla jasności.
Aleś Pan uprościł.
NIE, NIE, NIE, stanowczo takie rzeczy do niczego nie doprowadzą i nie są te ustalenia do niczego potrzebne. Raczej trzeba zlikwidować, ten art. 39 i administracyjny tryb rozgraniczania, co najwyżej wprowadzając jasne procedury ustalania granic gruntów publicznych, czy to istniejących, czy przy ich nabywaniu (pozwalające na ich określenie nawet przy nieuregulowanym stanie prawnych gruntów przyległych i dzielonych/nabywanych/wywłaszczanych, czyli rozwinięcie zapisów art. 26 UGN).
Generalnie sprawa przebiegu granic i rodzaju stabilizacji to sprawa cywilna pomiędzy sąsiadami i co najwyżej powinien być wymóg, że tak, jak umowa dot. nieruchomości ma mieć charakter aktu notarialnego, tak przy ustalaniu granic powinien być obecny geodeta, który PO fakcie ustalenia i stabilizacji przekaże kopię dokumentacji nieruchomości właścicielowi a do archiwum państwowego jej skrócony odpis i pliki z danymi. A spawu sporne - sąd.
Te wszystkie dywagacje i rozdzielanie włosa na czworo są zupełnie zbędne i żaden z właścicieli nieruchomości ni w ząb nic z tego nie rozumie.
Mało tego, jestem zdania, że nic takiego by się nie stało, gdyby można było zrobić mapę z projektem podziału, w której granice i pola powierzchni są wykazane z dokładnością dotychczasową, jeśli nie stanowi to problemu dla klienta i nabywcy - tak, jakby dalej mapa była analogowa 1:5000 a dane pozostawały w operatach. Wielokrotnie miałem sytuację, w której grnaica podziału była oczywista i uwarunkowana np. zabudową działki, natomiast BPP punktów obwodnicy nie miał w gruncie rzeczy (nomen omen) dla przeniesienia własności żadnego znaczenia. Bo nikogo te nasze szkice i cyferki nie obchodzą w sytuacji, gdy użytkowanie jest stronom znane i bezsporne a doprowadzanie danych do standardów jest kosztowne, długotrwałe i do czynności cywilno-prawnej zbędne (jak np., można kupić całą działkę bez tych czynności). I podobno następujące na wniosek i koszt zainteresowanego. A gdy nie jest zainteresowany nikt, to dlaczego jesteśmy do tego zmuszani?
Oczywiście niechby sobie był zapis, że dane maja spełniać standardy - le pod warunkiem, że będzie jak na wstępie: to uprawniony geodeta, całkowicie suwerenny, dane te ustala a gruncie ze stronami, bez żadnego postępowania administracyjnego a zmiany w bazach to tylko efekt uboczny, ujawnienie w rejestrze.
Czy to jakoś odbiega od teorii i kodeksu cywilnego? Chyba nie, tylko dlaczego praktykę mamy odwrotną?
Bo do tego doprowadziło parę osób, dosłownie kilka, czyli twórcy rozporządzenia o EGB i standardów?
Może żadnych szkoleń, nawet w soboty i niedziele, zanim nie powstanie kataster zwany ZSIN-em? Mnie żadnego szef wolnego nie dawał, jak było za dużo zaległej roboty a w weekendy miałem odpoczywać, żeby efektywnie pracować w tygodniu, a nie chałturzyć na boku.