Re: MdcP - wg. Stanisława Barei
Autor:
nil20 (---.147.103.170.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data: 10 lip 2020 - 09:21:48
geobocian Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> ja sie zastanawiam, czy geodeci myślą czasem o tym
> co będzie potem? chyba nil20 pisał coś o
> pragmatyzmie? włąsnie, więc czy ten pragmatyzm
> podpowiada, że za chwile ktoś inny przyjdzie na
> moją robotę i sprawdzi ją może nawet w 100% ??
Pisałem w kontekście przepychanek z ośrodkiem, który np. chce do podziałów rolnych protokół z przyjęcia granic, szkicu podstawowego albo wcina się w kompetencje gminy. Pragmatyzm polega na tym, że geodeci spełniają żądania ośrodka, bo drążenie tematu jest nieopłacalne i zwykle odwrotnie interpretowane przez klienta, który zaczyna podejrzewać, ze wynajął nie tego geodetę co trzeba.
Albo spróbuj inwestorowi powiedzieć, że mu nie pomierzysz zakopanego przyłącza. Za każdym razem jest lament, ze nic kierownik budowy, ani ludzie z wodociągów nie mówili o tym, że to ma być przed zasypaniem pomierzone, zresztą oni sami tylko przy tym byli. A ci obaj wezwani do wyjaśnienia patrzą jak na idiotę, jakby nigdy wcześniej im się przez całą karierę nie przytrafił taki dziwak geodeta.
Zawsze uważałem, że granice to podstawa, do każdego opracowania.
Ale nikt za ich ustalanie nie chce płacić na etapie mapy do projektu. A samo ustalanie "do celów EGB" obecnie jest mało poważne. Rozgraniczenie trwa zbyt długo i nie może być wszczęte przez geodetę w związku z mapą do projektu wodociągu na zlecenie projektanta a gmina też tego z urzędu nie zrobi bez przetargu.
Obecny system sprawia, że większość fuszerek po prostu poprawiamy, robiąc nowy pomiar, taki jest sens aktualizacji mapy zasadniczej i nie tylko. I nikt nie dochodzi niczego względem nikogo, dane są "państwowe" czyli niczyje.
Odkąd są bazy, aktualizacja i nowy pomiar do mapy dla projektanta stały się niesłychanie żmudne, wszystko trzeba mozolnie edytować i to trwa dłużej niż ręczne kartowanie na matrycy kiedyś albo wydruk nowej matrycy. Dlatego coraz częściej geodeci dążą do niewykazywania zmian, nawet zauważonych. To także wydłuża weryfikację operatu nawet o kilka tygodni.
Oczywiście władzom wydaje się nadal, że mapa zasadnicza to wielkie dobrodziejstwo i dorobek pokoleń, a jednak nigdzie na świecie tego nie ma, po prostu robi się aktualny pomiar tego, co da się zmierzyć i nikt się nie bawi w tabelaryczne zestawienia współrzędnych z mapy i z pomiaru, bo to nonsens. Wtedy można mówić o odpowiedzialności za pomiar. A za sieci odpowiadają ich właściciele.
Żyjemy w fikcyjnej bańce fikcyjnych uprawnień i iluzorycznej odpowiedzialności geodetów i urzędników, jedyne realne problemy z błędami są faktycznie tylko przy obsługach budów i dotyczą tylko obsługującego budowę, nikogo więcej.