Nie wymienię, bo jest to moje prywatne zdanie (do którego mam prawo),wynikające ze stykania się z efektami ich pracy, co powoduje dodatkowe stresy, nakłady pracy, konieczności tłumaczenia coś tam w ośrodku za kogoś i takie tam
Tu nie chodzi już o geodezję, tylko o korzystanie z mózgu.
Żeby wkopać komuś kamienie na podstawie tylko jakiś tam przeliczeń, a wyznaczyć z GPS (gdy osnowa,granice i mapa są w układzie nawet nie 1965, a chyba 1965 ,prim', bo ist. IIIkl trochę tam nie pasi) nie analizując całości zagadnienia, to nie mieści się w moim rozumieniu bycia inżynierem.
Że mapa,zarysy i inne dane z Podgik nie pasują od razu, a prowadzi to nierób zwany starostą, to co ? Co to kogo obchodzi, a zwłaszcza zleceniodawcę. Jak ktoś nie potrafi tego ogarnąć, to niech się zajmie przyłączykami i ,mapkami'.
Inny przykład z innego powiatu : pewien koleś z nowej III klasy wyniósł granicę, gość postawił płot za 15tys; po roku, przy mapie dcp pod drogę upierdliwy stary wyjadacz odszukał starą osnowę poligonową, oryginalne kamienie z 1975 itd - płot stoi pół metra w drodze krajowej, a sprawa gość vs geodeta ,guzikowiec' w sądzie, bo akurat tu GDDKiA nie odpuścić i tamtędy ma iść rura kd.
A wystarczyło przejrzeć kilka operatów podziałowych, policzyć xy rogów kilku nieistniejących budynków, przeliczyć na nowe punkty, poryć i spać teraz spokojnie.