A ja będę teraz upierdliwy - pomagajac geodecie w "wolontariacie" (to troche złe okreslenie,ale chodzi Ci chyba o to, ze za darmoche) , pomimo braku korzysci w gotówce - praktykujący urzednik ewidentnie korzyśc czerpie (jak sie "odwdzięcza" też zresztą nieważne). w postaci zaliczonych praktyk, które umozliwią mu przystapienie do egzaminu, po którym będzie lepiej zarabiał.

Ja np.3 lata pracowałem za poł darmo, po studiach kopałem dołki pod kamienie, zasuwałem z tyczka i palikami - miałem mnóstwo niezapłaconych nadgodzin, niewykorzystanych urlopów itd. - a jeszcze na komisji powiedzieli mi, że od momentu obrony dyplomu do dnia egzaminu brakuje mi ... dwóch tygodni dla zachowania terminu trzech lat!
I tylko warunkowo mnie dopuszczą, bo absolutorium zrobiłem w czerwcu (obrona we wrześniu)....

A na egzaminie najlepiej zdaja właśnie urtzędnicy (szczególnie prym wioda panie), bo egzamin jest praktycznie wyłącznie ze znajomosci przepisów. A kto ma najlepszy do nich darmowy dostęp, jak nie urzednicy, na dodatek jeszcze jako jedyni są wysyłani nieraz przez zakład pracy na szkolenia. Wierzcie lub nie, ale wszystko, co jest na egzaminie potrzebne mozna znaleźc w książkach, instrukcjach, wytycznych itp.)

Są tez ponoć zawody (słyszałem kiedyś o fryzjerach), w których stazysta p ł a c i pracodawcy za łaskę odbycia stażu...