eljotpi Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> Łoł Nil20,
> ale masz zgłębiony temat wydawniczy, jestem pod
> wrażeniem. Posłużyłem się tą analogią bo zdaje mi
> się, że są tu pewne zbieżności. Tyle, że My
> jesteśmy zarówno autorami jak i wydawcami. To co u
> licha tu robi starosta? Co on ma uwierzytelniać? I
> na podstawie czego, kopi mapy którą ma w zasobie?

Tak, uwierzytelnianie to słaby dobór słów, nic więcej. Z punktu widzenia klienta chodzi nie o uwierzytelnienie, tylko o urzędowe potwierdzenie ze strony nadzoru geodezyjnego, że wynajęty geodeta wykonał prace należycie, zgodnie z przepisami prawa (na których klient się nie zna) i mapa będzie mogła służyć do postępowania administracyjnego. Bo niby mamy wolny rynek (który podobno zabija geodezję) ale klient nie zamówiłby u nas mapy, gdyby go do tego nie zmuszały chore (jego zdaniem) przepisy prawa budowlanego czy ustawy o gospodarce, które ograniczają jego prawo do dysponowania własną nieruchomością. Teoretycznie powinny wystarczyć same uprawnienia i opinia na rynku, ale... projekty architektoniczne też nie działają w próżni, same w sobie są niewiele warte.

Różnica miedzy nami w autorami książek jest zasadnicza: początkujący autor sam coś pisze najpierw do szuflady, później umieszcza to np. na swoim blogu albo szuka wydawcy-sprzedawcy. Jak już mu się uda, to często wydawca zamawia u niego kolejne części jakiegoś "Harego Potera" i w dodatku wymaga, aby było to napisane dla określonej grupy wiekowej albo było łatwo adaptowalne do filmu i żeby było dużo postaci, które można będzie sprzedać jako kukiełki w sklepach z zabawkami. I autorzy na to idą. Identycznie postępują twórcy piosnek czy zwycięzcy talent-szołów.
A praca agencji reklamowej, zatrudniającej twórców do projektowania pudełek na kiełbasy i filmików z aktorami, którzy te kiełbaski żrą, to już czysta komercja pod dyktando zamawiającego. Dopiero tutaj można szukać analogii do naszej roboty, którą zlecają nasi klienci, wskazując konkretnie cel, zakres i formę mapy. Dlatego oni, niczym producenci kiełbasy, powinni decydować o zakresie nabywanych praw autorskich czy majątkowych do zamówionego wyrobu, np. żądając mapy numerycznej dla biura architektów, którzy będą obrabiać ją na wielu komputerach. My nawet nie mamy prawa mieć bazy map gotowych na cały powiat, chyba że sobie taką robotę zgłosimy i na wszelki wypadek cały powiat pomierzymy w nadziei, że trafi się kupiec zanim mapa się zdezaktualizuje. Ale to mrzonka, o tym przekonał się Skarb Państwa sądząc początkowo, że utrzyma w aktualności mapę zasadniczą tylko na podstawie obowiązku inwentaryzacji powykonawczej.


> Po drugie, jeśli moje oryginały map do celów
> projektowych służą do tego by ten sam Starosta, (u
> którego w zasobie jest operat z kopią mapy) wydał
> pozwolenie budowlane albo przyjął zgłoszenie
> budowlane, to co, On sam SOBIE uwierzytelnia mapy,
> za moje pieniądze? PRZECIEŻ TO JEST BEZCZELNE
> NACIĄGANIE NA OPŁATY DLA PUBLICZNEGO BUDŻETU
> STAROSTWA!!!

Jeszcze bardziej bezczelny jest podatek VAT. Państwo nie ma żadnego udziału w tym, ze ktoś coś wyprodukował, komuś sprzedał hurtowo a ten ktoś to odsprzedał detalistom. Nie ważne, czy zarobiłeś, ten podatek masz zapłacić, PIT to osobna sprawa. Oczywiście pomijając np. to, że hurtownik jechał od producenta swoją ciężarówką po bezpłatnej (nie licząc akcyzy w paliwie), państwowej drodze a w tym czasie jego córeczka siedziała w publicznej szkole i nie musiał opłacać w tym czasie niańki.
Chcesz budować, płać. Również geodecie, który cześć wynagrodzenia wpłaci do kasy w starostwie, ale w dalszym ciągu płaci budujący, nie mierzący.
Mnie aż tak bardzo budujących nie żal, gdyby nie to chore, nakazowo-płatnicze (ich zdaniem) prawo, to by geodetów prawie wcale nie było.


>
> Jeżeli wykonuję inwentaryzację powykonawczą w
> celu uzupełnienia baz danych Starosty, to po co
> dokonywać uwierzytelniania?

Bo możesz być oszustem, który wziął kasę, pomierzył, coś wydrukował, ale nie przekazał pomiarów do zasobu. Inwestorowi zwisa twoja mapa z inwentaryzacji, nawet na nią nie spojrzy, ale niestety (chore prawo) musi ją dołączyć do dokumentacji odbioru budynku. Żeby była cokolwiek warta, musi mieć czerwone pieczątki.


> Bo uwierzytelnia
> Starosta dokumenty, które są stworzone tylko po
> to, by uaktualnić jego bazy danych czy zasób. A co
> z dokumentami, które tworzymy dla celów
> aktualizacji egib starosty, o czym pisał już
> Geokuba? Po co je uwierzytelniać?!

A po co płacić podatki? Bo może wkroczyć US i komornik, którzy zabiorą ci dom, samochód.... choć niestety, zamiast darmowej opieki zdrowotnej, opłacane są nieprzydatne do spraw urzędowych "geoportale" i całe urzędy, które nimi zarządzają.

> Przecież to jest chore Panie Bujakowski!

Nie znam człowieka..

> Może by
> tak Pan przestał płacić tym swoim darmozjadom
> Panie Prezesie?! W normalnym tzw. "biznesie"
> twórcy takiego bałaganu dawno byliby na "zielonej
> trawce".
>
> Czy ogarnia Pan ile teraz będą mieli pracy
> WINGiK-owie, a potem Wojewódzkie Sądy
> Administracyjne? Przecież tak faktycznie to każdy
> DOO za uwierzytelnianie nadaje się do zaskarżenia.

No tak, pilnie jest potrzebna zmiana, bo przez niedopatrzenie, mimo jasnych chęci, źle napisali prawo, w związku z czym z czystym sumieniem można je interpretować jak Geokuba. Ale zmianą będzie polegała nie na zniesieniu uwierzytelnienia, tylko na doprecyzowaniu w ustawie, że to osobna od wpisu do ewidencji czynność po przyjęciu operatu do zasobu, następująca wyłącznie na wniosek.