Autor:
Thomatis7 (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Nie pisałem że rząd miałby egzaminować przysięgłych. To byłby absurd i katastrofa. Chodziło mi o komisję prawników a nie ekipę powoływaną przez GGK z ludzi z SGP. Inaczej funkcjonowanie takiej kolesiowskiej załogi-komisji rozpocznie się od mianowania samych siebie (i paru innych w uznaniu zasług) jaśnie ekscelencjami mierniczymi przysiegłymi. Oczywiście z mocy prawa (bez egzaminu). Dojdzie do systemu feudalnego w geodezji. Będziemy brykać po autograf do jaśnie pana i stempel z orłem w koronie (jak za sanacji) i bulić dziesięcinę. Ten schemat funkcjonuje już od dawna tylko że w relacjach pomiędzy wykonawcami uprawnionymi i tymi bez kwitu. Ma się świetnie i grupa sprytków postanowiła go twórczo rozwinąć do całkiem legalnego wymiaru na wyższym, godnym siebie pułapie. A te tytuły: praktykant, asesor. Ktoś ma wyraźny kompleks w stosunku do palestry. Szkoda że nie klucznik i nadworny koniuszy jego ekscelencji. Kabaret jakiś, żenada. Pewnie przyjdzie mi być praktykantem u gościa który teren przestał odwiedzać zanim jak przestałem sadzić w pieluchy. Świetnie. Przed wojną mierniczy przysięgły to był gość w oficerkach za którym cham nosił parasol. Na jego polecenie granatowy policjant lał bez namysłu pałą jak ktoś stwarzał problem na gruncie. To była instytucja. Był mierniczy przysiegły często goszczony i szanowany przez okolicznego dziedzica (który wieczorami podsyłał mu czasem smakowitą dziewkę z czworaków na kwaterę). Takie były czasy. Dziś mierniczymi przysięgłymi chcą zrobić wczorajszych towarzyszy aparatczyków (może noszących przed wojną parasol za sanacyjnym przysięgłym). Puszczam bąka na takie rozwiązanie. Może jestem trochę niegrzeczny. Z góry przepraszam zbulwersowanych.