Re: czy 4 metry jest przestrzegane ?
Autor:
Verbatim (---.67.121.45.edial.pl)
Data: 11 paź 2016 - 19:05:19
Ula Z. Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> Verbatim Napisał(a):
> --------------------------------------------------
> -----
>
> > Jeśli inwestor wiedział, że granice nie
> spełniają
> > standardów, to problem ma inwestor. Kiedy
> > przyjdzie decyzja o rozebraniu budynku, może
> > próbować roszczenia dochodzić na drodze
> cywilnej
> > ale to żmudna i wymagająca cierpliwości i sporo
> > nerwów droga. Po co zgłasza się tyczenie
> budynku
> > (obiektu budowlanego)? Ano po to, żeby się
> > dowiedzieć jakie dane są dotyczące granic,
> wtedy
> > geodeta ma wybór, inwestora informuje co w
> trawie
> > piszczy? Jeśli nie chce inwestor mieć
> uregulowaną
> > sprawę z granicą, to schodzisz z budowy i tyle.
> On
> > jak znajdzie frajera co budynek wytyczy będzie
> pół
> > melona w plecy. Oby tylko tyle.
> > Verbatim
>
> Dlaczego wielu z Was, z maniakalnym wręcz uporem
> twierdzi, że granica to kreska na mapie? Granice,
> jak najbardziej standardy spełniają, tylko te
> kreski na mapie, czyli informacje o tych granicach
> są najczęściej błędne ( niedokładne). Za
> informacje o granicach nie odpowiada w żaden
> sposób inwestor ani właściciel gruntów, a jedynie
> organ prowadzący ewidencję gruntów ( starosta),
> który ma wykazywać tam stany faktyczne, a nie
> fikcyjne.
Czy aby na pewno? Ja mam głęboko gdzieś granice inwestora, czy włąściciela. Bo jak wiadomo własność to prawa i obowiązki. Zdaje się, że autorka tego postu żyje w głębokim socjaliźmie. Podatki moje, Wasze, Nasze mają iść na to żeby właścicielowi granice pokazywać, on powinien je znać. Piszesz błędne, śmieciowe dane, a kiedy były pieniądze na lepsze dane. Jakie pieniądze taka jakość danych. W czasach gdy ewidencja powstawała.... nie chce mi się o tym pisać...
Potem rejestr ten przechodził z rąk do rąk, czasami rąk, które nie wiedziały czym on jest, później wzięli to starostowie. Gdyby nie wzięli, to szybko okazałoby się, że tak na dobrą sprawę są zupełnie niepotrzebni... i tak dalej, itp., itd.
Jak wzrosła wartość ziemi, właściciele nagle przypomnieli sobie o nich, socjalistyczne myślenie pozostało, to oni winni, oni powinni wiedzieć gdzie granice i wykorzystują, skargi, pisma. Niektórzy tak się pogubili, że te same sprawy są na drodze administracyjnej, sądowej, u ministrów i nie wiadomo gdzie jeszcze. Zapomnieli już o co chodzi w tych sprawach, ale ich to niewiele kosztuje. A przecież w nieruchomość trzeba inwestować, bo ona dobrze zarządzana przynosi profity. Dobrze zarządzana to znaczy uregulowany stan prawny, dobra jakość danych przestrzennych. Wylewać żale, próżny trud, autorka też mieszka na terenach gdzie do dzisiaj są parcele, przecież czegoś takiego nie ma w EGiB. To naleciałości zaborowe. Ja, ani autorka postu nie jesteśmy temu winni. Pytam dlaczego w jednym kraju takie rarytasy, tam kataster austriacki, u mnie montaż niemieckich map jednostkowych, które posłużyły do utworzenia pierworysu stanu posiadania. Dlaczego jedni inwestują, ponoszą koszty a drudzy liczą na darmochę. Tanie mięso psy jedzą...
>
> Wybaczcie, ale nie mogę czytać wypowiedzi, że
> właściciel nie uregulował sobie granic, bo
> starosta ma śmieciowe informacje.
> Zapominacie też, jakie są główne cele ewidencji
> gruntów ( art.21).
Kto tak napisał jak twierdzisz? A niech zrobi na swój koszt rozgraniczenie (właściciel), to będzie miał dobre dane albo ustali ich przebieg geodeta, przecież obowiązkiem każdego właściciela jest znać granice. A jak wszyscy znają to w czym problem? Ustalą!
> Geodeta powinien umieć ocenić wiarygodność
> informacji zawartych w egib i umieć wytyczyć
> budynek 4m. od granicy.
> Wyjaśnił to dobrze Nil20. Dawniej, jak nie było "
> berecików" geodeci myśleli, teraz to myślenie
> często wyłączają...
Z tym się akurat zgadzam, o tym napisałem.
Verbatim