Do: Berkamp
"Nie przeceniałbym jednak dokładności instrumentów, bo obsługują je tylko ludzie, a nie myli się tylko ten, kto nic nie robi."
Błędy osobowe obecnie nie mają zbyt wielkiego znaczenia, no bo w zasadzie błedem osobowym moze byc tylko błąd celowania. Reszta to warunki atmosferyczne i niedokładności tkwiace w sprzęcie (wpływ błędów sprzetowych da się wyeliminować, nawet na etapie obliczeń, jeśli je wcześniej zidentyfikujemy).
Mam za soba takie doświadczenie z profesjonalnym tachimetrem (teraz są chyba już dużo dokładniejsze), ze w latach 90. XXw. musiałem wytyczyć granicę gminy, z sąsiednimi gminami rzecz jasna, było to ok. 80-100 km granicy do wytyczenia i ponad 1200 punktów (tylko punkty główne, czyli załamania granicy), a takze krótki czas i zbyt małe pieniadze na robotę.
Wtedy GPS jeszcze nie było, przynajmniej w Polsce, więc trzeba było zastosować jakąś sensowną technologię pomiaru i wytyczenia, aby jakoś wyjść na swoje.
Ponieważ miałem już wcześniej doświadczenia z pomiarami na dużych przestrzeniach, gdzie brakowało osnowy III kl. i trzeba było nawiązywać się do punktów trangulacyjnych I i II kl., wymyśliłem technologię następującą:
Punkty granicy gminy będą tyczone z CIĄGU WISZĄCEGO (obliczenia do wytyczenia robiłem na bieżąco w polu na małym komputerku), dowiązanego do punktów trangulacyjnych I i II klasy, z całkowitym pominięciem osnowy III kl. (ani jeden punkt nie był wykorzystany).
Po wyrównaniu ciągów, były obliczane współrzędne wytyczonych i pomierzonych od razu po wytyczeniu punktów granicznych (automatyczna rejestracja), a następnie były określone różnice między współrzędnymi katalogowymi, a uzyskanymi z pomiaru, tam gdzie te różnice przekraczały 10 cm, trzeba było udać się w teren i zrobić poprawki
(czyli przesunąć je przy pomocy miarki i kierunku na następny punkt).
Punkty triangulacyjne, co do których były najmniejsze wątpliwości do do ich położenia, były odkopywane do płyty z krzyżem.
Poprawki do wytyczonej granicy dotyczyły tylko jednego odcinka, pierwszego 2. kilometrowego ciągu sytuacyjnego, gdy jeszcze nie nabraliśmy doświadczeń (i był naruszony punkt triangulacyjny) i nigdzie więcej.
Paliki (punkty graniczne) były kontrolowane w terenie, przez inspektora nadzoru (komisyjna kontrola), który dokonał ich pomiaru na wyrywkowo przez siebie określonych odcinkach (nawet nie wiem jakich, brałem udział tylko przy jednej takiej kontroli), róznice w pomiarze nie przekraczały 5 cm (on sie chyba dowiązywał do III kl), co uznane zostało za bardzo dobry wynik. Mierzył jeszcze czołowki, tam róznice nie przekraczały 2 cm (nie mierzył ich jednak ruletką, tylko dalmierzem
).
Potem więc nie zawracałem sobie głowy, obecnością na jego kontroli terenowej, a on nie miał żadnych zastrzeżeń.
Te punkty graniczne później były okazywane ludziom i były stabilizowane słupkami betonowymi (co było najgorsze i najdroższe). Nie udało się wywołać ani jednego sporu granicznego, nie było też żadnej skargi na opryskliwego geodetę, a warunki czasami były bardzo stresujące i ilość ludzi do obsłużenia, szła w tysiące.
Tak więc odbiór końcowy roboty odbywał się w miłej i sympatycznej atmosferze, do momentu gdy zapytano nas, ile zaktualizowaliśmy opisów topograficznych punktów III klasy, z których przecież korzystaliśmy, a oni mają niezaktualizowane.
A moja odpowiedź: ANI JEDNEGO, bowiem te punkty z których próbowaliśmy skorzystać, opisy miały dobre, ale punkty miały złe położenie (co było zgodzne z prawdą) i nie było między nimi wizur. Dowiedzieli się od nas, ze ta ich III klasa, raczej nie trzyma standardów, a my nie mogliśmy ryzykować korzystania z osnowy, co to której nie mamy zaufania.
Zażądali tylko od nas analizy pomiaru tych kilku punktów III kl., dzięki którym uniknęliśmy przykrego obowiązku dowiazywania się do jakiejś niedokładnej osnowy.
Osnowa III kl była tam założona metodą fotogrametryczną, być może
dlatego nie była dobrze zrobiona.
Poza tym odszukiwanie jakiejś kolosalnej ilości punktów III kl. na podstawie opisów to szaleństwo, położenie punktów triangulacyjnych pozyskiwaliśmy na podstawie ciagu wiszącego, bo opisy trianguli, są beznadziejne.
Zmierzam do tego, że znajomość instrumentu (tachimetru, czy innego sprzętu goedezyjnego) i odpowiednia technologia pomiaru to w naszej branży podstawa sukcesu (oczywiscie oprócz pozyskiwania dobrze płatnych robót).
Gdyby trzeba tam było najpierw założyć osnowę, dowiązaną do III klasy, a dopiero potem wytyczać punkty graniczne, to co najmniej raz jeszcze należałoby przejść z pomiarem teren, a to było ok. 100 km, po polach, lasach , bagnach, łąkach, rzekach i po terenie zabudowanych typu wiejskiego.
Napisałbym jeszcze coś o niwelacji (trygonometrycznej) na wielkich przestrzeniach, ale zaraz odezwą się miłośnicy instrukcji G-4 i niwelatora i napiszą, że nie znam się na geodezji, bo instrukcja mówi co innego. He, he.
I to by było na tyle, w kwestii dokładności tachimetru.
Pozdrawiam.