Tomathis,
nic ująć i niewiele dodać. Trafiłeś, jak zresztą prawie zawsze, w samo sedno. Może jedynie tyle, że dzisiaj w potocznej "geodezji", tej codziennej, to jest bez różnicy czy twoje formalne wykształcenie jest na poziomie średnim czy wyższym, dzisiaj liczy się czy jesteś "klawiszowcem" czyli czy radzisz sobie np. Trimble R8, Leicą 1200 a przede wszystkim z Cadem, Winkalkiem, Unitransem itd. Ale tego to ja i małpę nauczę w tydzień, no jak się trafi debilna małpa to ewentualnie... w cztery tygodnie.
Chodzi mi o to, że geodezja, jeśli chodzi o arkana sztuki, to schodzi na psy. Kto dzisiaj umie np. ładnie i oczywiście czytelnie prowadzić szkic w terenie? Nie pytam kto prowadzi, tylko kto umie? A kto się tego uczył?
Jedynie dziedzina geodezji "katastralnej" ostała się nadmiernej technokracji bo i jest to dziedzina, która ,jest i pozostanie, dziewiczą dla "geodetów" pokroju ... chamskich idiotów.
Właściwie to start zawodowy mieliśmy podobny... z tym, że ja potem wybrałem dla siebie, a nie dla "mamony" zarządzanie w ochronie środowiska naturalnego, oczywiście również zaocznie. Pewnie to skutek ciągłego przebywania w terenie. Natomiast w geodezji kształcę się permanentnie od wielu lat sam i bez żadnego przymusu, bo to moja pasja.
Kończąc, "dwa słowa" o podwójnym "realizowaniu" się geodetów tych z "państwowych" stołków.
Jest to hańba dla naszego środowiska, bo to również Ci panowie (i panie), jak nie przede wszystkim Oni, niszczą geodezyjny rynek. Taki "państwowiec", który koszty pracownicze ma za friko bo mu je podatnik zapłaci, bywa, że i sprzęt także materiały, żąda 50% ceny rynkowej bo to mu się i tak opłaca, gdy do pewnej, co miesięcznej, wypłaty dochodzi dość spory kilkutysięczny dodatek.
I od razu uprzedzę potencjalnych oponentów, pewnie nic zdrożnego nie byłoby w tym procederze, gdyby nie fakt, że na jedno miejsce w takim np. "arimie" czeka przysłowiowe "dziesięciu chętnych".
W przypadku grup młodych przedsiębiorców geodezyjnych, potrafię zrozumieć stosowanie niskich cen, tak w przypadku tych wszystkich z ośrodków, urzędów gmin, powiatów, uczelni, arimów i innych państwowych jednostek, którzy oprócz zatrudnienia
odwalają fuchy i to zazwyczaj te intratniejsze, bo przecież mają do nich pierwsi (jak nie jedyni) dostęp, moja reakcja jest zawsze jedna. Po prostu kieruję zapytanie do ich pracodawcy czy wie co po godzinach a i w godzinach pracy robi jego pracownik, i czy uważa to za
właściwe?
Efekt jest zawsze pożądany, choć czasem trzeba poczekać. Zwracam uwagę, że specjalnie używam zwrotu "za właściwe", a nie np. "zgodne z prawem".
I oczywiście podpisuje się, co nie przysparza mi przychylności ale zabespiecza przed wywaleniem mojego listu do... kosza.
Pozdrowienia