joannak Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> Przecież paliki kolega mógł sobie powbijać w
> trakcie wywiadu terenowego i nie koniecznie muszą
> oznaczać zamarkowaną granicę, często w terenie coś
> tam się wbije aby przemierzyć i wpasować potem to
> w jakiś pierworys stanu posiadania itp a potem
> ewentualnie skorygować, przy pytaniu ludzi co to?
> - punkty pomocnicze a przebieg granicy pokazany
> będzie w trakcie faktycznego ustalenia
Przeczytaj uważnie rozporządzenie o rozgraniczaniu. Ustalanie jest jedno, nie ma żadnego ustalenia wstępnego i faktycznego.
Niestety, przed sprawdzeniem obecności stron na gruncie możemy tylko wykonywać czynności kameralne - p. par. 8. Wywiad terenowy to już czynności W TRAKCIE ustalania.
Fakt, pisano to w czasach, gdy ustalało się taśmą, mierzyło się na osnowę ewentualnie na końcu roboty, po zakopaniu kamieni.
Ale są też inne teorie, zgodnie z którymi to wszech-etyczny geodeta, nie strony, decyduje, czy i jak ma przebiegać rozgraniczenie:
[
geoforum.pl]
"Co wynika z przepisów?
Geodeta w pierwszej kolejności musi sprawdzić, czy granice, którymi ma się zająć, nie były uprzednio ustalone według stanu prawnego. Jeśli były ustalone w postępowaniu:
- rozgraniczeniowym,
- podziałowym,
- scaleniowym i wymiany gruntów,
- sądowym w zakresie dowodów stanowiących podstawę rozstrzygnięć sądowych co do granic,
- uwłaszczeniowym lub w innych postępowaniach administracyjnych i sądowych, w których jednoznacznie ustalone zostały punkty i linie graniczne i zostały zatwierdzone tym postępowaniem,
to ma obowiązek wznowić uszkodzone lub zniszczone znaki graniczne bez przeprowadzania postępowania rozgraniczeniowego (zgodnie z art. 39 Pgik).
Dopiero gdy stwierdzi, że taka sytuacja nie ma miejsca, a występuje spór co do przebiegu linii granicznych, może prowadzić rozgraniczenie łącznie z nakłanianiem stron do zawarcia ugody.
(...)"
No, to ktoś się może po prosu zastosował do tej wyroczni? Co prawda dostał zlecenie na rozgraniczenie, ale uznał, że ma dane, na podstawie których może wznowić granice (tak się kiedyś pisało w przepisach o ewidencji, dopiero później zaczęto rozróżniać wznowienie znaków od wyznaczenia punktów) i tak sobie sam postępowanie umorzył i skrócił, że wyznaczył punkty bez postępowania rozgraniczeniowego. Może nawet geodeta litościwie tylko pouczył niesfornego i nieetycznego wójta (ech, ci aroganci politycy) że bezprawnie wszczął był on postępowanie rozgraniczeniowe i nie zawiadamiał prokuratury o tym fakcie.
Co prawda dalej istnieje spór, mimo wyznaczenia granicy w oparciu o wiarygodne dane z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku (no zupełnie nikt ich nie podważa, stron nie pytamy o zdanie w rozgraniczeniu przecież, my jesteśmy wielepni geodeci) , ale niestety, zdaniem tej wyroczni nie możemy doprowadzić do ugody i oszczędzić sprawy sądowej ( bo byśmy nie dali zarobić biegłym albo notariuszom, gdyby trzeba było zrobić podział do regulacji granic)
W zasadzie nigdy nie możemy chyba spisać ugody, bo jak danych nie ma, to praktycznie nie ma na podstawie czego określić wzajemnych ustępstw, co najwyżej można spisać zgodne oświadczenie. No chyba że chodzi o wyprostowanie sinusoidalnego płotu.
Ja jednak jestem spokojny, wiem, że przy rozgraniczeniu pierwszy termin to w większości przypadków będzie tylko spotkanie robocze. Jestem tez przekonany, że w razie sporu geodeta nakłania strony do ugody, gdy wszelkie inne próby stwierdzenia stanu prawnego zawiodą.
Tylko kto jeszcze robi rozgraniczenia gdy jest brak (jest brak, to jednak brzmi pozytywnie, co prawda chodzi o brak, ale jest - jak te 3 koła dobre zamiast jednego kapcia) danych, skoro można ustalać granice do celów EGB, a to w zupełności wystarczy, EGB nawet sama księgi zawiadomi o zmianie i wyrysy z wypisami porobi