Czytałem Twój post o inwentaryzacjach i aż się nóż sam w kieszeni otwiera...Myśle że sprawa odpowiedzialności urzędników załatwiłaby sprawę. W sytuacji gdzie od urzędnika zależy cokolwiek, winna na niego spadać odpowiedzialność i kropka. Jeżeli boją się tego co w wyniku ich działań się stanie, to niech się nie mieszają i pozwolą ciężko pracującym zarobić na chleb.

Co do zaostrzania warunków kwalifikacyjnych, to owszem ale z głową. Nie ma co biadolić że uprawnionych jest za duzo bo mleko już się rozlało. Już pisałem o ograniczeniu naboru i zamykaniu uczelni i szkół kształcących "fuchmistrzów". Dwie szkoły w zupełności by wystarczyły.

Małymi krokami to realnej zmiany może doczekamy się jak będziemy kończyć przygodę z zawodem. Jestem zwolennikiem rewolucji w tej dziedzinie. Naprawde nie ma się czego bać. Wierze że urynkowienie wpłynie na większe wyspecjalizowanie, w danej dzieninie zarobi ten kto idzie z postępem. Nie wierzę że przykładowo scalenie (oczywiście w warunkach nie zależnych od urzędu w takiej mierze jak dziś) zrobi firma ołówkiem w papierowej tabeli. Zrobi ją taka firma która się do tego przygotowała, zatrudnia zdolnych informatyków i inżynierów. Tego życzyć sobie będzie strona zainteresowana w sposób bezpośredni owym postępowaniem, czyli rolnicy... ot taki przykład (może nieco przerysowany).

Co do zawodów "kastowych" jak raczył je nazwać Maciuś, to mają one taką opinie z czystego poczucia niesprawiedliwości społecznej. Nie sprawiedliwym jest fakt wielkości zarobków przykładowo notariusza względem chirurga w stosunku do odpowiadającym im trudom pracy, odpowiedzialności za nią czy drodze do osiągnięcia zawodu. W poczuciu sprawiedliwości społecznej nie zawiązujmy kast geodezyjnych bo byłoby to również nie sprawiedliwe społecznie, choć o takim obrazie zapewne nie jeden marzy.

Likwidacja ODGiK sprawi, że tysiące osób straci pracę, lecz czy wg ogólno pojętej sprawiedliwości społecznej oni na tę pracę zasłużyli. W większości traktowane jako ciepłe posadki, który załatwił krewny. W ośrodku w mieście z którego pochodzę jest 1 (słownie jeden) mgr inż geodeta, na 25 pracowników. To chyba nie jest odosobniony przypadek.

Oczywiście nie jestem ślepy i widze że takie rozwiązanie ma wiele wad, i w niektórych sprawach kieruję się zbytnio emocjami, lecz dokonując jakiejkolwiek zmiany mamy "coś za coś".
Pozdrowienia dla wytrwałych.