Jeżeli chodzi o w ten sposób sprecyzowane pytania to:
1. tak
2. tak
3. tak a,b
Zadając pytania w inny sposób uzyskałby Pan na pewno inne odpowiedzi.

Temat jest poważny to fakt. Chodzi tutaj o dyskusję a nie przekonywanie i właśnie zdecydowałem się wyrazić swoją opinię około tematu.

Nie znam dokładnie struktury budowlańców lecz jeszcze podczas nauki w TB zostaliśmy zapisani do izby jako mali sponsorzy IiTB. Pracując później w geodezji powiedziano mi, że nie muszę się zapisywać do SGP chyba, że będę zdawał na uprawnienia. Obecnie nie musiałem się zapisywać.
Władze samorządu geodezyjnego (SG) moim zdaniem powinny być wybierane na zasadzie okręgów jednomandatowych dwuletnich. Powiat wysuwa swojego reprezentanta na zjazd np. okręgowy lub wojewódzki, potem centralny. Obowiązek zapisania się mógłby spoczywać na każdym pracującym geodecie. Choćby w ramach częściowego OC od wykonywanych robót. Co do kapowania lub inaczej sprawowania pieczy; to sprawa-temat musiałaby zostać szeroko rozwinięty. Uprawnieni powinni przechodzić obowiązkowe (raz na 5 lat) szkolenia. Delegaci nie mogliby być pracownikami urzędów.

Osobiście dla usunięcia raz na zawsze podbierania robót przez pracowników ośrodka i kolegów mógłby zostać w prosty sposób zlikwidowany. Sądzę, że wprowadzone zmiany do ustawy powinny brzmieć mniej więcej tak: ODGiK sprzedają odbitki mapy zasadniczej po z góry ustalonej cenie.
Cena ta byłaby wypadkową wartości 1 ha po przetargu mnożonego przez współczynnik nie więcej niż np. 0,5. Otóż gmina, która zatwierdzi plan zagospodarowania przedkłada go jak zwykle staroście a ten wiedząc o terminach rozpoczęcia planu na rok kalendarzowy planowałby gwarancję zabezpieczenia środków na aktualizację mapy zasadniczej. Wówczas spełniony będzie właściwie art. 4 ust. 3 PGiK. Obecnie jak wszyscy już często wspominacie starostwa nas okradają. A tak Starosta będzie miał po sporządzeniu studium wiedzę jakie obszary na danej gminie należy przewidzieć do aktualizacji a co za tym idzie ile kaski. Gmina, lub inni zainteresowani mogą wówczas współfinansować taką aktualizację, wykluczy to zarazem pobożne życzenia niektórych gmin co do wielkości obszarów rozwojowych. Dla kraju byłoby to od dawna zapowiadane przyspieszenie procesu budowlanego. Inwestor jest zainteresowany zmianą planu w określonym miejscu i zależy mu na czasie sam zleci taką mapę, wówczas mógłby sobie wybrać firmę, która mu to wykona. Miałby wtedy ustawowo zapisany obniżony współczynnik na zaklauzulowanie MZ np. 0,1-0,5 średniej ceny z ostatnich przetargów, a gdy ich nie było z faktury od geodety, który tą mapę wykonał. W trybie naturalnym starosta miałby np. rok na wykonanie mapy zasadniczej dla terenów przewidzianym pod budownictwo. Wówczas obowiązkowo przetarg na wykonanie MZ i geodeci przystępują do pracy mając termin nad głowami.
Na czas przejściowy może być weryfikacja MZ przez geodetę wynajętego przez gminę. MZ jest na podglądzie w gminie (lub nawet w internecie), przychodzi petent po wypis z planu i taki geodeta sprawdza aktualność mapy. W razie braku istotnych różnic pieczęć podpis i inwestor jest w starostwie z projektem. Czyli na gminę i mapę ma najwyżej tydzień.
Prace katastralne niezależnie od MZ prowadzone są w formie jak dotychczas.
Drobne obsługi jak i te na dużych budowach wykonać mógłby geodeta bez przetargu w ramach zleceń inwestora. Inwentaryzacje mogłyby być wykonywane również jako zadania poprzetargowe. Co z rozbieżnościami od założonego projektu inwentaryzacja z tyczenia, lub inwentarka stanu zerowego dawałby przepustkę do kontynuowania budowy. Nie będzie wtedy sytuacji legalizacji samowoli pod dachem. Mamy ZUD, byłyby inwentarki na bieżąco to i aktualizacja map teoretycznie polegałaby na pomiarze robót budowlanych wykonywanych na zgłoszenia.
Jeśli chodzi o uprawnienia 2 tu działania mogłoby zostać bez większych zmian.
Co do jakości opracowań, tym mogłyby się zając samorządy. Załóżmy, że coś drobnego sknociłem, mam obowiązek do następnej aktualizacji MZ (10 lat) poprawić swoje błędy. Samorząd może określać jednolite zasady prowadzenia prac, instrukcje, nadawać uprawnienia. Tylko osoby zrzeszone w samorządzie mogłyby przystępować do przetargów po jego pozytywnej opinii. Pracownicy ośrodka nie musieliby mieć uprawnień. Operaty wpływałyby do wklepania. Geodeta powiatowy tak, gdyż ktoś musi czuwać nad zasobem ośrodka jak i nieruchomości starosty. Inspektor kontroli trudno powiedzieć, gdyż geodeta odpowiadałby za jakość swoich prac. Jedynie na etapie tyczenia czy inwentaryzacji obiektu, koniecznie z pomiarem granic wychodziłyby na jaw nieścisłości z prac nad MZ. Jak miałaby procedura weryfikacji i ewentualnych poprawek to kolejny temat. Do samego ujawnienia faktu nie potrzeba mieć uprawnień. Do prowadzenia ZUDu jako kresek w komputerze też nie. SG może sprawdzać jak z tych zadań wywiązuje się starostwo. Wersje cyfrowe pozwalają szybko zweryfikować niedociągnięcia, lub błędy. Wtedy widać co kto i jak. Artykuł o pracownikach samorządowych byłby respektowany bo taki nie mógłby wystąpić do przetargu wykonywać aktualizacji ani wpisu w dziennik, gdyż byłoby to wyłapane.

Wiem, wiem zaraz się zacznie, ale to jest tylko taka moja sugestia. Po co walka o samorządy geodezyjne, jak i tak nie poradzą sobie z głównymi problemami jakie mamy w tym kraju. Szybkie uzyskanie pozwolenia na budowę to jest cel. Bo wprowadzenie ich po to, by trochę pomajstrować przy uprawnieniach nie ma najmniejszego sensu. Szkoda szarpać sobie nerwy.
Jeżeli już to po to, by przeforsować takie bądź podobne, potrzebne ustawy.

Korzyści: przejrzyste ceny za opracowania i inwentaryzacje, koniec z chałturą urzędniczą, brak opłat za ośrodek, i wiele innych.

Jeszcze wiele zostało do zmierzenia