Witaj Md.

To, że geodeta dokonujac podziału nieruchomości powinien być na gruncie jest dla mnie tak samo oczywiste jak dla Ciebie. Trudno sobie wyobrazić, że tak miałoby nie być. Jednakże kwestią otwartą jest pytanie: kiedy i w jakim celu?

W naszej praktyce w zasadzie w każdym przypadku na gruncie jesteśmy. Chociażby po to, aby dokonać pomiaru sytuacji. Po to, aby dokonać "wytyczenia projektu podziału". Świadomie użyłem określenia "wytyczenie projektu podziału", a nie "wyznaczenie nowych punktów granicznych", co jak wiadomo prawnie możliwe jest po zatwierdzeniu projektu podziału. Chociaż to wydaje się być trochę przesadzone. Dla podziałów rolnych przecież decyzji zatwierdzającej podział się nie wydaje, a więc nie istnieją tu żadne przeszkody do wyznaczenia tych punktów. Dla mnie to trochę sztuczne, bo w końcu co za różnica? Ponadto to określenie "nowych" punktów granicznych" jest jakieś dziwne. Przecież po zatwierdzeniu projektu podziału działka dzielona kończy swój byt, w miejsce którego wchodzą nowe działki. Wyłącznie nowe działki. Jak więc może być mowa o "starych" punktach granicznych? A tak generalnie uważam, że to "wyznaczenie punktów granicznych" to procedura trochę staroświecka. Bądź co bądź "finałem" wyznaczenia tych punktów powinna być trwała ich stabilizacja. Może było to uzasadnione w czasach, gdy nie istniały GPS-y lub elektroniczne tachimetry, a więc stworzenie dokumentacji określającej położenie znaków granicznych może miało swoje uzasadnienie. Ale teraz? Po co sporządzać dokumentację potrzebną "psu na budę"? Kto w dzisiejszych czasach potrzebuje opisu gdzie punkt graniczny zastabilizowano znakiem granicznym, posługując się domiarami do trwałych elementów zagospodarowania terenu? No bo czy dzisiaj współrzedne nie załatwiają problemu?

Tak więc, geodeta w terenie jest. Niekoniecznie tylko przy wykonywaniu czynności przyjęcia granic.


Pozdrawiam, Adam Wójcik.